Po raz trzeci z rzędu staraliście się wywalczyć awans do II ligi. W tym roku się udało, ale na pewno nie w takich okolicznościach, w jakich byście chcieli?

– Zgadza się, ja osobiście, ale myślę, że też chłopaki, czujemy lekki niedosyt. Nie tak to miało wyglądać, a przede wszystkim miało to być święto żyrardowskiej koszykówki. Bardzo chcieliśmy zorganizować w naszym mieście turnieje decydujące o awansie, które zainaugurowałyby obchody 20–lecia naszego klubu, ale również byłyby hołdem dla naszych kibiców, na których w ostatnich sezonach mogliśmy liczyć. Na pewno awans w takich okolicznościach smakowałby o wiele bardziej.

Decyzja o przedwczesnym zakończeniu sezonu pomogła w awansie?

– Może zabrzmi to nieskromnie, ale nie pomogła tylko przyspieszyła. W tym sezonie zbudowaliśmy silny zespół, ale też bardzo wyrównany, wystarczy zaznaczyć, że 10 zawodników zaczynało w tym sezonie mecze w pierwszej piątce. Mieliśmy więc to czego zabrakło w zeszłym sezonie, czyli wartościową rotację w składzie i tzw. punkty z ławki. Uważam też, że byliśmy przygotowani na finałowe batalie o 2 ligę jak nigdy. Przede wszystkim omijały nas kontuzje, które w poprzednich latach trochę skomplikowały osiągnięcie celu, a i forma była dosyć wysoka i wyrównana, co udowodniliśmy chociażby w ostatnim meczu ligowym.

Trzy próby awansu, trzy drużyny. Która z nich była najsilniejsza?

– No cóż, wyniki jakie osiągnęliśmy w tym sezonie w lidze i bilans 16 zwycięstw przy 1 porażce, najlepszy w historii naszych 3-cio ligowych występów, świadczyć może, że ta obecna. Ja natomiast wielkim sentymentem darzę tę z sezonu 2017/2018, kiedy w dramatycznych i kontrowersyjnych okolicznościach w finałach rozgrywanych w Przemyślu przegraliśmy z gospodarzami mecz decydujący o awansie. Ta drużyna tworzyła swoistą sportową rodzinę i nie tylko dlatego, że składała się wyłącznie z wychowanków naszego klubu. Atmosfera wtedy i teraz jest fundamentem dobrych wyników. Natomiast istotną rzeczą jest fakt, że każdą z drużyn łączy trzon czyli zawodnicy, którzy świadczą o jej sile: Mariusz Łapiński, wieloletni kapitan Łukasz Odolczyk, Michał Nesterowicz, Patryk Repiński czy Bartek Karasiński.  Dzisiaj bardzo żałuję, że z różnych względów nie ma już kilku chłopaków z nami, bo ten awans po części jest także ich zasługą. Tak sobie myślę, że jak by byli dzisiaj z nami to byłbym spokojny o 2 ligowy byt, ale po cichu liczę, że może niektórzy dadzą się namówić do powrotu na boisko.

W poprzednich latach niewiele zabrakło Wam do awansu. Nie było zwątpienia, zniechęcenia po nieudanych próbach?

– Oczywiści że były. Po pierwszej próbie dominowała złość, ale taka sportowa, bo zabrakło bardzo niewiele. Zaraz po meczu, o który wspominałem, były też nie ukrywam łzy, ale to wszystko jeszcze bardziej motywowało nas do jeszcze mocniejszej pracy. Rok temu było chyba najgorzej, zwątpienie było chyba głównym powodem odejścia trzech ważnych zawodników, a dla mnie największym problemem było to, czy uda się zmotywować pozostałych chłopaków, ale także i siebie samego do jeszcze jednego sezonu w 3 lidze. My wszyscy chyba byliśmy zmęczeni grą na tym poziomie – za mocni na trzecią ligę, a za słabi na drugą … Ja osobiście w tym okresie dostałem ogromne wsparcie od naszego prezesa Roberta Janiszewskiego. Bardzo pomocną dłoń do naszego zespołu wyciągnął Prezydent Miasta Lucjan Krzysztof Chrzanowski. Bez tych dwóch osób wątpię czy wystartowali byśmy w tym sezonie.

Zdając sobie sprawę, że po braku awansu pewna formuła się wyczerpała, wszystko w tym sezonie postawiliśmy na jedną kartę: teraz albo nigdy… i chęć udowodnienia wszystkim sceptykom, że damy radę.

Żyjemy w trudnych czasach, niepewnych. Dziś nikt nie powie na pewno, że sezon w II lidze ruszy zgodnie z zakładanym terminarzem. Kiedy Wy chcielibyście rozpocząć przygotowania?

– Chyba to teraz jest najgorsze – ta niepewność. Przecież nawet nie możemy się wspólnie, jak to wcześniej bywało, spotkać i pocieszyć awansem. Na chłopaków pytania – co dalej ? odpowiadam – nie wiem, nikt nie wie… Ja głęboko wierzę, że wszystko skończy się dobrze, przecież ten awans to 6 lat naszej ciężkiej pracy. Nasz wspólny projekt „Walka o awans” został zakończony po 6 latach i nie wyobrażam sobie żeby pomogło być inaczej. Na dzień dzisiejszy, mimo przeciwności losu, trzymamy się swojego planu czyli spotykamy się na pierwszym treningu przed nowym sezonem ok. 10 sierpnia i zaczynamy ciężką pracę, żeby jak najlepiej przygotować się do 2-go ligowych występów.

Poza drużyną seniorską pracuje Pan także z żyrardowską młodzieżą. Drużyny dziewcząt regularnie awansują do finałów mistrzostw Polski. Jest szansa, by chłopcy poszli ich śladem?

– Na to ma wpływ wiele czynników. Sam, można powiedzieć wywodzę się z żeńskiej koszykówki. Z żeńską drużyną odnosiłem pierwsze sukcesy, chociażby awansując do 1 ligi kobiet w 2008 roku i nadal niezmiernie się cieszę z sukcesu naszych żeńskich zespołów. I to właśnie sukces jest jednym z głównych czynników, który przyciąga młodzież do danej dyscypliny. Ja mam taką teorię, że regres w męskiej koszykówce nastąpił po decyzji ówczesnych władz o wycofaniu z rozgrywek ligowych mężczyzn grających wówczas jako KS Żyrardowianka w 2 lidze. Dlatego też liczę, że tegoroczny awans pomoże w budowie silnych męskich zespołów młodzieżowych. Lecz to nie wszystko. Potrzeba jeszcze do pracy na tym poziomie trenerów pasjonatów, a z tym nie jest łatwo. Mam nieodparte wrażenie, a ostatnie dni mnie jeszcze bardziej w tym utwierdzają, że trenerzy pracujący z młodzieżą nie są u nas i nie tylko u nas, szanowani na tyle na ile na to zasługują. Najsmutniejsze jest to, że często podlegają ocenie i weryfikacji „znawców sportu”, dla których jest to tylko biurokratyczny obowiązek. Trenerzy grup młodzieżowych czy w koszykówce, czy w piłce nożnej są słabo wynagradzani. Pracują za symboliczne pieniądze, biorąc pod uwagę ich zaangażowanie w treningi, organizacje turniejów, obozów, nie wspomnę już o ogromnej odpowiedzialności. A i tak często można usłyszeć  lub przeczytać krzywdzące opinie i wyssane z palce bzdury.

Rozmawiał Adam Michalski